Najpierw trzeba ustalic na mapie, gdzie jest moja uczelnia. Okazalo sie, ze calkowicie po przeciwnej stronie Rzymu niz mieszkanie mojej cioci. Trzeba zatem ustalic jakies sprawne polaczenie: 2h przed rozpoczeciem zajec wychodze z domu (czyli wstaje przynajmniej 3h przed zajeciami mamma mia! a jak bede mial na 7 rano?), wsiadam w autobus ktorym jade od petli do petli najkrocej 30min. (dodajcie jakies 15min. w godzinach szczytu). Tak dostaje sie do San Giovanni in Laterano, gdzie wsiadam w czerwona linie metra (jest jeszcze w Rzymie niebieska pn-pd, ale nia jezdzilem rzadko) laczaca wschod z zachodem Rzymu i po 15min. jazdy w scisku wysiadalem nieopodal Watykanu. Warto przy tym zauwazyc, iz w okolicach godziny 8:00-9:00 scisk w metrze byl taki, ze w ogole nie mozna bylo do niego wejsc! Kilka razy zdazylo mi sie wejsc dopiero do trzeciego z rzedu przepelnionego pociagu, do pierwszych dwoch igly bys nie wlozyl. Anyway, kolo Watykanu przesiadam sie w autobus juz pod sama uczelnie, jakies 10min. jazdy. Podsumujmy teraz: wersja optymistyczna: 30min. + 5min. (przejscie do metra) + 15 + 5min. (przejscie do przystanku autobusow) + 10min. = 65min. co jest NIEREALNE, bo za kazdym razem srodek musialby przyjezdzac dokladnie po tym, jak przyszedlem na przystanek. Srednio podroz na uczelnie w 1 strone zajmowala mi ok. 90 min. czyli w dwie strony ok. 3h. Na szczescie nie byly one wyjete calkowicie z zyciorysu, bo mialem sporo ksiazek do czytania no i wszedobylskie Metro :)