Po kilku godzinach podrozy docieram do typowej wioski turystycznej. Nastepuje przydzielenie pokoi, mi przypadaja Sycylijczyk z Palermo i dj z Genui. Rowne chlopy. Przez nastepne 6 dni nigdy wczesniej i pozniej w swoim zyciu nie spalem tak krotko jak podczas tych 5 nocy. Oto powod: praca animatora turystycznego we Wloszech nie jest taka kolorowa jakby sie moglo wydawac. Wstaje kolo 8, o 9 sniadanie (kontynentalne, nie angielskie, czyli kawa+brioche'ka+sucharek z dzemem), potem od 10 do 13 zajecia, potem obiad (pasta+kawalek miesa z surowka) i dalej (brak siesty) zajecia az do kolacji...juz robi sie ciezko...a potem kolacja (pasta, a cozby innego?) i zajecia wieczorne, czyli wystepy na scenie, przedstawienie itp. czyli to co kazdy turysta lubi najbardziej. Konczy sie to ok. 24...ale nie dla kursantow...bo trzeba sie przygotowac na nastepny dzien! Czyli do godziny 2-3 nad ranem przygotowania do przedstawienia na nastepny dzien...masakra...kilka osob mialo sily jeszcze balowac potem...Generalnie praca w sezonie przyjemna, ale ma sporo minusow (1 day off, a w ciagu innych tylko kilka godzin przerwy; male wynagrodzenie; sezonowosc). Mimo to, bylem zainteresowany praca, ale pracodawca nie mogl pokonac biurokracji zwiazanej z zatrudnieniem Polaka i niestety nie wrocilem do pracy do Wloch jako animator ;(