To byl strzal w dziesiatke! Juz od czasow wolontariatu na plw. Gargano zafascynowany bylem animacja po wlosku (w sensie turystycznym rzecz jasna). Znalazlem odpowiednia firme i udalo sie zapisac na kurs przygotowujacy do roli animatora turystycznego. Najpierw dojazd na lotnisko...nigdy wczesniej nie lecialem samolotem! Jak mam cokolwiek znalezc? Skad mam wiedziec, gdzie mam isc? He? Wzialem poprawke i wyjechalem z domu kilka godzin wczesniej, zeby jakos odnalezc sie na najwiekszym wloskim lotnisku. Zaczalem pytac ludzi i w koncu odnalazlem miejsce spotkania...a tam sami Wlosi...nic dziwnego, komu przyszloby do glowy uczestniczyc w kursie wloskim nie bedac Wlochem? Ale capoanimatore szybko zaczal uczyc mnie, jak otwarci i beztroscy sa wszyscy poludniowcy...W samolocie - jak w puszce, ale gorzej, bo nie otworzysz i nie wyskoczysz w razie niebezpieczenstwa. No ale udalo sie przetrwac.